Kto zarabia na naszym zdrowiu, czyli dolary w szpitalu

Kierunki medyczne to dziś jedne z najbardziej obleganych kierunków na amerykańskich uczelniach. Powszechnie wiadomo bowiem, że za murami szpitala kryją się bardzo dobre zarobki i szansa na wygodne życie. Zawodów medycznych wciąż przybywa, a że medycyna to bardzo rozległa dziedzina, każdy możne odnaleźć tam coś dla siebie. Lecz większości pacjentów szpital kojarzy się głownie z jedynym – z horrendalnie wysokimi rachunkami. Dokąd te pieniądze płyną? Kto zarabia krocie, kiedy my chorujemy? Spróbujmy policzyć.

W Stanach Zjednoczonych działają głównie trzy rodzaje szpitali- wolontaryjne, państwowe (wspomagane przez rząd federalny bądź miasto) oraz prywatne. Szpitale wolontaryjne, to najczęściej szpitale prowadzone przez kościoły i różne zrzeszenia religijne. Bardzo często oferują darmową opiekę dla ludzi starszych bądź obłożnie chorych (np. hospicja). Szpitale państwowe, czyli te wspomagane przez miasto bądź hrabstwo, bardzo często są w pełni zależne, od łaski i niełaski lokalnych władz. Ich usługi są tańsze, a czasami nawet darmowe. Ostatni rodzaj to szpitale prywatne, nastawione w pełni na zysk. Najczęściej jednak nie maja one jednego właściciela, a grupę wpływowych biznesmenów, którzy bardzo często posiadają całe sieci placówek medycznych.

Jak łatwo się domyślić, najwyższe ceny są w szpitalach prywatnych tzw. for-profit. Cena pobytu pacjenta w takim szpitalu możne być bardzo rożna, najczęściej jednak waha się w granicy 5tys. dolarów za dobę. Cena ta naturalnie rośnie po uwzględnieniu otrzymanych na szpitalnym łóżku usług. W cenę bazową wliczone są jedynie podstawowe badania, pomoc pielęgniarska czy też posiłki.

Średnia długość pobytu w szpitalu wynosi w USA 4.9 dnia, co jak łatwo policzyć, daje blisko 25tys. dolarów za pobyt. Jeśli naiwnie założymy, że przez te 5 dni nie będziemy potrzebować żadnych specjalistycznych badań bądź zabiegów. Warto dodać też, że w 2011 roku amerykańskie szpitale wypisały ponad 36mln ludzi i naliczyły ponad 123mln wizyt w tzw. emergency room, czyli na izbie przyjęć, z czego 2,2 mln z tych wizyt stanowiły przypadki poważnego zagrożenie dla życia lub zdrowia.

Przyglądając się potentatom „szpitalnej branży” wyliczenia stają się jeszcze ciekawsze. Niektóre sieci placówek medycznych, jak np. HCR Manor Care ma ponad 350 szpitali w całym kraju, a drugi na tej liście HCA( Hospital Corporation of America) ma ich 165. Są też spółki, jak Tenet Healthcare Corporation, które główny nacisk kładą nie tylko na budowanie nowych placówek zdrowotnych, ale przede wszystkim na sprzedawanie ubezpieczeń, które z miła chęcią przyjmują w swoich ośrodkach. Obroty w każdym z tych szpitali sięgają milionów dolarów dziennie.

Jednak zyski jakie podają do publicznej wiadomości szpitale for-profit, nie rzucają na kolana już tak bardzo. Placówki medyczne wydają potężne sumy na polisy ubezpieczeniowe, chroniące je przed powszechnymi w Ameryce pozwami sądowymi. Sporym wydatkiem są także pensje lekarzy (często dochodzące nawet do 300 tys. dolarów rocznie) oraz personelu medycznego. Nawet po doliczeniu tych kosztów w kieszeniach właścicieli szpitali zostają spore kwoty. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że „oficjalne” dochody są jednak sztucznie zaniżane. Wspomniany wcześniej Tenet, mający obecnie 50 placówek (miał ich 100, połowa została sprzedana po interwencji stanu Texas) zarobił w ubiegłym roku 25mln dolarów. O tym ile w tym prawdy świadczyć może fakt, że  CEO Tenet-u Trevor Fetter, dostał 10-milionowy bonus za swoją pracę.

Marcin Panas

InformacjeUSA.com